piątek, 29 grudnia 2017

Od Vlada c.d. Augusta

Byłem głodny, zmarznięty, a mój wychowawca aka super detektyw zachowywał się, jak skończony debil, próbując mi wpoić, że kiedy tylko przyznam się do całkiem sporej ilości morderstw, on nic z tym faktem nie zrobi. Gdyby nie chłodna atmosfera, na pewno bym się uśmiał, jednak teraz nie było mi zbytnio do śmiechu. Nagle zacząłem żałować, że po prostu nie zamknąłem się i nie ruszyłem do domu. Stwierdziłem, że będę przynajmniej próbował udawać głupa, mimo że szansa na powodzenie tego planu jest nikła.

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Od Augusta CD Ally

Napięcie we mnie opadło. Nie strach, nie potrafię się bać takich zabaw. Czekałem za atak, działanie. Gdy ktoś nazywa cię "Panem" oznacza to, że jest ci winien bezwzględne posłuszeństwo. To oznaczało, że powinien "bezpiecznym kontaktem" jak to zwykłem zwać. Nie może ci teoretycznie nic zrobić, póki grasz wedle określonych reguł. Musiałem je sobie wpoić. Gdy otworzyłem ten cholerny zegarek nie miałem pojęcia, że może to mieć dla mnie jakiekolwiek konsekwencje. Takie jak chociażby odpowiedzialność za jakąś zbłąkaną duszę. Ot przygarnięta zwykła pierdółka z nieudanego rabunku. Byłem obeznany z przeklętymi przedmiotami, ale nigdy nie przypuszczałem że przez własną nieodpowiedzialność takowa rzecz wpadnie mi w ręce. Chociaż to złe określenie. To był nawiedzony, przeklęty obiekt. To nie to samo co królicza łapka przynoszącą szczęście lub nieszczęście, baletki sprawiające że tańczysz do śmierci (albo póki ci nóg nie urwą) czy gazety porno o których nawet nie chcę się wypowiadać... Sposób w jaki zabijają jest po prostu... To było ohydne i złe. Bardzo złe.
Wracając jednakowoż do zjawy będącej pod moim dachem, wyblakłej blondynki o niebieskich oczach, zwanej Ally nie mogłem wystawić jednoznacznej opinii. Może i ten układ miałby pewne pozytywy... ale najchętniej odrzuciłbym propozycję. Gdyby to jeszcze była propozycja. Jestem od dziś z nią związany niczym niechcianym układem i nie mam na to żadnego wpływu. Nie lubię stawać przed faktem dokonanym. Prawdopodobnie dziewczyna była ze mną całkowicie szczera. To było widać po jej zachowaniu. Oczywiście nie zrezygnowałem z dobrego napoju stojącego na stole. Najwyżej później będę mieć rewolucje żołądkowe. Jej słowa kojarzyły mi się z czymś czym miałem już do czynienia. Podobne działanie, ale czy podobne skutki? Wszystko ma swoją cenę. Wątpiłem by jedyną zapłatą za "wszystko co sobie wymarzę" było nie zostawienie jej samej na ileś tam. To zbyt proste. A jeśli coś jest zbyt proste to znaczy że robisz coś źle, a w tym przypadku masz niepełne informacje. Urok przeklętych, uduchowionych rzeczy. Nigdy nie wiesz czy nie chce cię akurat sprzątnąć. Mimo iż czekolada była zrobiona po mistrzowsku, coś wewnętrznie kazało mi wierzyć że to ma drugie dno. Wziąłem do reki zegarek i przejechałem palcem po tarczy. Po drugiej stronie pisała prośba: "Don't forget". Nie zapomnij...
- Jesteś pewna, że to jedyny warunek? - zapytałem z poważnym, ale spokojnym wyrazem twarzy.
Skinęła głową.
- Tak.
Usiadłem na kanapie na chwile przymykając oczy, poniekąd zastanawiając się jak to od teraz będzie wyglądać. Gdy spojrzałem na nią spod wachlarza rzęs, w mojej głowie już dawno zawodził się pomysł.
- A Czego ty pragniesz? - zapytałem wolno, bez pośpiechu.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Ja? - cichy głos był pełen niedowierzania.
Kącik moich ust wygiął się ku górze, ale nie poruszyłem się. Najwidoczniej nikt wcześniej nie zadał jej takiego pytania. Ludzie są chciwi z natury. Myślą jedynie jak poprawić własny stan życia, nie ważne po jak wielkim stosie trupów idą. Nawet ich nie zauważają póki mają przed sobą coś co chcą posiąść. Nie oglądają się za siebie gdy już zaczynał biec. To jak... z uzaleznieniem.
- Yhm - przytaknąłem leniwie, dając jej czas na zebranie myśli.
Odpowiedź usłyszałem szybciej niż się spodziewałem.
- Pragnę tylko jednego. Zobaczyć i przytulić swojego tatę, ale jest to niemożliwe...
Otworzyłem oczy i uniosłem lekko głowę. Ciekawe jakim człowiekiem był jej ojciec by mogła myśleć o nim tak dobrze. Ja nigdy nie przytuliłem swojego ojca. Jedyne co mogłem mu życzyć to śmierci. Chociaż nie do końca. Szanuję ojca za pracę którą włożył w zbudowanie wszystkiego co ma. Jednak to nie stawia go w cale lepszym świetle. Jego filozofia była okrutna, a zasady zdradzieckie.
- Dlaczego tak sądzisz, skoro sama potrafisz dokonać niemożliwego?- przegryzłem wnętrze policzka.
Zimny. "Dajesz jej nadzieję. To okrutne." - powiedział głos wewnątrz mnie.
- Potrafię dla swojego właściciela, nie mogę wykorzystać tego dla własnych korzyści, dlatego jest to niemożliwe. Poza tym, mój taka od dawna nie żyje. Jest po drugiej stronie, więc i tak moje pragnienie by się nie spełniło. - odparła.
To była paląca myśl, która mogła spalić na wiór rodzący się w mojej głowie pomysł.
- A gdybym mógł to dla ciebie zrobić? - zapytałem nie patrząc na nią.
Czułem się z tym źle. Fidelis poruszył się niespokojnie, poczułem jego niewidzialne pazury wbijające się w bok. To jak zmienia pozycję na mojej skórze. Spojrzałem kątem oka na twarz Ally. Ten blask nadziei w oczach, wręcz mnie zabolał. Nie mogłem trzymać języka za zębami?
- Co... Co masz na myśli?
- Teraz już nie mogłem się wycofać. Moja twarz przybrała zdeterminowany wyraz.
- Dokładnie to co powiedziałem. Mogę to zrobić. Mogę sprowadzić twojego ojca. Potrzebowałbym jednak twojej pomocy. I musiałbym się do tego przygotować, ale to jest możliwe. O ile tego chcesz. Ale mam warunek. Od tego momentu będziemy traktować się jako współtowarzyszy, der Kamerad, nie jako rzecz i właściciel. Będziesz mogła w każdej chwili wyjść z zegarka, w każdej chwili mi towarzyszyć i masz wszelkie prawo wyrażać swoją opinię czy pytać. Co ty na to?
Nieco skołowana przystała na to. Podniosłem się zaczesując włosy i wzdychając. Obiecałem, teraz muszę się wywiązać. Złapałem za kubek z czekoladą.
- Obyś była tego warta. - wziąłem łyk czekolady. Zrobiłem minę "no bad". - Sama ta czekolada utwierdza mnie w tym przekonaniu. To przerażające.
Ruszyłem w stronę dużej przesuwanej szafy. Zatrzymałem się przed nią i otworzyłem. Pokazała mi się półka, która powinna być przeznaczona na ubrania złożone w kostkę, a nie na bibliotekę, chociaż każdy robi co uważa za słuszne prawda? Wyciągnąłem książki z ostatniej dolnej półki i wyciągnąłem nóż z buta by móc podważyć obluzowaną nieco deskę. W środku była księga zawinięta w białe płótno. Złapałem ją w palce i cofnąłem się nieco siadając po turecku. Po tylu latach księga całkiem dobrze się trzymała jak na wyrób sprzed 700 lat . Brązowa oprawa szczepiona była wraz z kartkami miedzianymi drutami. Przewracałem kolejne stronice szukając czegoś... W zasadzie sam nie wiem czego. Innych mogłoby obrzydzać trzymanie płatów ludzkiej skóry, ale nie z czegoś... Bardziej odpowiedniego na książki. Sumeryjski dialekt wyglądał jak trójkąty i kreski, albo bardziej obrazowo piramidy i góry w różnych kierunkach z jakimiś sztycami. Sam bym tego za chiny nie przetłumaczył, ale wiedziałem kto miał pełną kopię z tłumaczeniem. Będę potrzebował tego... Dużej ilości krwi w tym krwi medium albo wiedźmy i składników jakie będą tam zawarte. Przygotowanie się do tego zajmie mi kilka dni. Dopiero poczułem dziwną aurę która mnie ogarnęła, spojrzałem przez ramię na ducha z pytającym wyrazem twarzy.

Ally?




niedziela, 3 grudnia 2017

Od Kekkyū C.D Vladimir

 Ledwo trzymałam się na nogach, trzymałam się za ramię nie znajomego, wtedy  spojrzałam mu w oczy. To ten, którego dziś zaatakowałam, lecz miał zupełnie inny wyraz oczy niż przedtem. Taki zimny, lodowaty, mówiący 'Nie przepuszczę nikogo do prawdziwego siebie''.  Podobny wyraz oczy do moich, wiec dlaczego wtedy poczułam strach i odwróciłam wzrok? Czy kiedyś mnie to samo spotkało? Rozmyślałam odczuwając straszną senność, ledwo słuchając słów Vladimira. Mój obraz co chwila stawał się  nie wyraźny. Zdołałam tylko kiwnąć głową odpowiadając mu na pytanie, aż pochłoną mnie sen. Nawet nie wiem kiedy to się stało. Śniłam o wspomnieniu przed  wypadku w Laboratorium.
Padał wtedy ulewny deszcz. Wszyscy ludzie na ulicach rozkładali parasole, bądź przyspieszali kroku, pragnąc jak najprędzej schować się gdzieś pod dachem. Naukowcy w laboratorium, wtedy ciężko pracowali, tworząc leki ratujące życie innym lub broń  chroniącą ich przed złem.  Wszystko to słyszałam i widziałam będąc we śnie hibernowanym. Dzięki opanowaniu umiejętność echolokacji.  Dużo wtedy wycierpiałam, przez wiele eksperymentów i wszczepianych we mnie supinacji, lecz dzięki temu zaczęłam czuć i widzieć tak jak wszystkie żywe istoty. Wszyscy pracujący w laboratorium, cieszyli się z moich postępów. Codziennie ze mną rozmawiali, czując że ich słucham, a tak rzeczywiście było. Nawet nadali mi imię i zorganizowali na moją cześć imprezę. Miałam być ich bronią, tarczą i lekiem na zło, wiec dlaczego w kryzysie zostawili mnie samą ?! Płomienie wszędzie były płomienie!  
 Leżałam na mokrej posadce z odrobinkami rozbitego szkła. Tak strasznie się bałam! Dobry sen  stał się koszmarem, przez który nagle się obudziłam powracając do rzeczywistość, która przywitała mnie  dźwiękami i zapachami, które sprawiły u mnie wielką migrenę. Powoli się podniosłam na pozycję siedzącą, łapiąc się za głowę. 
~ Boże, za jakie grzechy - Pomyślałam masując delikatnie swoją głowę 
- Śpiąca królewna nareszcie się obudziła.
~ Hę ? - Spojrzałam w stronę dobywającego się głosu - Vladimir.. 
 Spojrzałam na niego, po czym  zaczęłam się rozglądać do okola, aż mój wzrok do niego nie powrócił, wtedy chciałam zapytać czarnowłosego ''Gdzie jestem?" lub "Co to za miejsce?'' . Niestety przeszkodził mi w tym głośne burczenie żołądka. Pierwszy raz zawstydzona zarumieniłam się i skuliłam się w kłębek, łapiąc się za brzuszek. 

(Vladimir?)

piątek, 1 grudnia 2017

Od Kaneko C.d Sakury

Byłam strasznie ciekawa,  co wymyśli Sakura związku z wycieczką, przy której mieliśmy odpocząć i wyluzować, po dawnych okropieństwach.  Miła zawsze takie wspaniałe pomysły, które zawsze mnie zaskakiwały! Dziś nie było inaczej!  Zaskoczyła mnie swoim pomysłem, uspakajać moją ciekawość. Nie spodziewałam się że wybierze takie zwariowane miejsce jak ''  Wesołe miasteczko '' do spędzenia razem wolnego czasu, który mogliśmy poświęcić na odpoczynku i leniuchowaniu w dowolnym miejscu, wiec dlatego od razu  nie chciała jej uwierzyć!  Przyjęłam  to  do wiadomość  dopiero,  gdy kazała mi się szybciutko do plecaczka  spakować, wtedy  przeanalizowała sobie wszystko w swojej małej główce, po czym pobiegłam do pokoiku się spakować.  Wzięłam, najpotrzebniejsze rzeczy z pokoju, które potrzebowałam i po jakimś czasie wróciłam do swojej właścicielki, która ubrana i gotowa, już na mnie przed drzwiami wyjściowymi czekała. Podeszłam  i wiałem od niej kurtkę, buty, szalik i czapkę, które ubierałam na sobie.  Po kilku minutach gotowe wyszliśmy z mieszkania i ruszyliśmy trzymając się za ręce do wesołego miasteczka . Owe miejsce znajdowało się 10 kilometrów na północ od miasta. Trochę zajęło nam do tarciem i czekanie w kolejce.  Kiedy na reszcie  kupiliśmy  w kasie  bilety pozwalające korzystać ze wszystkich kolejek, karuzel i innych gier i zabaw znajdujących się na terenie miasteczka  to weszli trochę głębiej - obojgu nam  zaparło dech w piersiach.  Miasteczko było ogromnie i niedawno otworzone! Dlatego wyglądało tak magicznie!  
 Obie rozglądaliśmy się w około w ciszy, aż się nie odezwałam :
~ Aż trudno uwierzyć, że wesołe miasteczko może być takie ogromne ! 
- Tak to fakt! - Zgodziła się ze mną  - To co zaczynamy się bawić ? - Zapytała
 ~ Pewnie  w końcu po to tu  przybyliśmy ! - Krzyknełam radośnie
 - To od czego zaczynamy? - Spytała patrząc na mnie. 
Chciała  żeby,  to ja  wybrała pierwsza. 
- Hmm... Nie mam pojęcia... - Mruknęłam skołowana, rozglądając się.
  Po chwili zastanowienia,  mój wzrok padł na stanowisko z piramidami z puszek i pluszakami, a wśród nich wielgachnym kotem z napisem "Nagroda główna" na medaliku przy obróżce, na którym zwykle graweruje się imię ulubieńca.  Złapałam wtedy  Sakro-chan za ramię i pociągam za sobą mówiąc :
 ~ Już wiem od czego możemy zacząć, chodź.
- No dobrze..Prowadzi - Odparła zrównując zemną krok i łapiąc mnie za rękę
Ruszyliśmy wtedy do  stanowiska,  niemal tanecznym krokiem, nucąc w głos naszą ulubioną piosenkę.

czwartek, 30 listopada 2017

Od Augusta CD Vlada

Reszta tego dnia minęła mi względnie spokojnie. Dlaczego względnie? Owy pokój został zakłócony gdy jeden z ucznów nieomal zabił kilku swoich kolegów z klasy. Kto by się spodziewał po tak spokojnym chłopaku! Cicha woda brzeg urwała. Najgorsze jest to, że jako jego wychowawca (prawdziwy wychowawca, nie zastępca) muszę go poskromić... Za cholerę nie wiedziałem jak to zrobić. Nie wiedziałem co można zrobić z kimś o takim potencjale, tak by nie uszkodzić jego samego. To nie tak że nie było sposobu... Sposób był. Ale zamiast mu pomóc nad jego zapanowaniem, tylko by usunęło jego dar. A tego nie możemy zrobić. Zanim zdążyłem się tym porządnie zająć, już musiałem czepić się czego innego. Dostałem nowe instrukcje od dowódcy, co oznaczało, że niedługo wyląduje w bagnie po uszy. Misja solo, nikogo mi nie przydzielili, cała sprawa dla mnie. Miałem pełne ręce roboty gdy wróciłem do domu. Nawet nie zauważyłem kiedy się ściemniło. Stałem własnie w pokoju nad przypiętymi niedawno kolejnymi zdjęciami i kartkami związane z nowym tropem. Już kilka miesięcy tropię tego sukinsyna. Za pierwszym razem zdążył mi się wymknąć, tym razem nie zamierzałem na to pozwolić. Serio ma talent, chociaż nie powinienem pochwalać zdolności złych gości. Nagle zadzwonił telefon. Nawet nie spojrzałem na wyświetlacz, orientacyjnie nacisnąłem zieloną słuchawkę przybliżając do ucha. Nie odezwałem się pierwszy. Usłyszałem jedynie adres, rozpoznałem jednak głos. Modulowany.
- Nie wiem po cholerę tego używasz skoro i tak wiem że to ty Stokrotka. - czekałem czy coś powie jednak ten uparcie milczał, jedyną reakcją było przerwanie połączenia.
Przynajmniej nie przesłał mi listu napisanego krwią na starym, pożółkłym skrawku papieru jak to miał w zwyczaju gdy chciał mnie czymś zainteresować. W razie jakichś obiekcji, pisał własną krwią. Miał trochę kuku na punkcie... Nadnaturalnych istot. Co ja mówię...Trochę? Ojebało na fest! Co nie zmienia faktu, że był jednym z moich najlepszych informatorów. W zamian za przydatne informacje wypytywał mnie o bzdury między innymi o moje kły albo jak uciec psom piekieł. Stokrotka był 100% człowiekiem, jednak zawsze marzył o tym by stać się "czymś więcej". Raz nawet poprosił mnie był go zmienił. Kilka sekund później wił się na podłodze gdy zasadziłem mu kopniaka w brzuch. Idiota. Ja nie zarażam.
Schowałem telefon do kieszeni i łapiąc po drodze kurtkę, opuściłem dom. Winda zawiozła mnie na parter. Wyszyłem na miasto intuicyjnie kierując się w stronę miejsca w którym miałem się spotkać.
Miałem wrażenie że coś mi umyka. Prześlizguję się niezauważalnie niczym glizda albo wąż. Co to było? Ewidentnie coś mi nie pasowało.
~~~~~~~~
Spotkanie ze Stokrotką nie dało mi zbyt wiele. Dało mi tylko więcej pytań, ale nie odpowiedzi. Gryzłem paznokieć wpatrując się w ekran. Zero świadków, zero widoku na kamerach. Nawet gdy tam były, przestawały działać na pewien czas, a gdy się włączały, było już po zawodach. Nie było też konkretnego schematu... Ofiary były całkowicie przypadkowe, w poniekąd przypadkowych miejscach. Ale dorwę go. Wiem że dorwę. Po prostu zajmie mi to więcej czasu.
- Dobra, dzięki. - podniosłem się z obrotowego krzesła.
- Ej, Ej!
 Przystanąłem i z niechęcią się odwróciłem. Tą niechęć wyrażałem w geście i spojrzeniu jakie mu posłałem. W pokoju Stokrotki było cholernie ciemno. Jedyne światło biło od sześciu ekranów za jego plecami. Widziałem jego szeroki uśmiech, a blond loki robiły aureolę nad jego głową.
- Marnujesz mój cenny czas Tezeuszu.
Chłopak przewrócił oczami. Zdawałem sobie sprawę, że go drażnię.
- Nie nazywaj mnie tak, jak tylko mi się uda zmienię te cholerne imię.  - zmarszczył nos i zaczął z ożywieniem machać zabandażowanymi rękoma. - Czas na moją zapłatę! Jaką grupę krwi najbardziej lubisz?
Moja brew poszybowała w górę. Co to w ogóle za pytanie jest? Westchnąłem szykując się do odpowiedzi.
- Grupa nie jest ważna. Liczy się świeżość i... lubię krew medium. Jest słodsza. - odparłem i ruszyłem do wyjścia.
Chłodne powietrze owiało moją twarz i zwiało niesforne kosmyki z czoła. Wybrałem dłuższą drogę do domu, nic nie pozwalało mi myśleć lepiej niż spacer na świeżym powietrzu. Przebyłem kilka ulic gdy usłyszałem głośne kroki i szybki oddech. Ktoś spierdzielał, aż się kurzyło. Mężczyzna wyskoczył zza rogu z przerażeniem wypisanym na bladej twarzy. Minął się ze mną o milimetry i z niemym krzykiem pobiegł dalej. Musiało go go gonić coś dużego.  Odwróciłem się za nim, a gdy moje spojrzenie wróciło na swoje miejsce, coś uderzyło we mnie z impetem. Zaskoczenie sprawiło, że zrobiłem krok do tyłu i spojrzałem w dół. Jeszcze większe zdziwienie wywołał u mnie widok Vlada. Szykował się na coś i gonił tego faceta? Znów schował ręce w rękawach bluzy jakby było mu zimno. Nawet nie wiedziałem czy chcę wiedzieć o co w tym chodzi. Miałem po kokardę tego wszystkiego. Jeszcze z trochę a nabawię się migreny. Już nawet nie chciałem go o nic dopytywać. Mimo iż nie wyglądał na "dziecko szczęścia" miałem nadzieję, że nie wpadnie w kłopoty. Pouczenie go nic by nie dało. Od początku wydawał się inteligenty, nie musiałem się tym raczej martwić.
Dopiero jego pytanie przywróciło mi świadomość. Godzina? Musiało być gdzieś po północy. Uśmiechnąłem się.
- Pracuje. Bycie nauczycielem to tylko robota dodatkowa. Moje główne stanowisko... ma nieco inny charakter.
I właśnie to wystarczyło bym mógł skupić się w pełni na uczniu. Na tym... Co on robił w takim miejscu chociażby? To podejrzana okolica. Mało kto się tutaj kręci, chyba ze ma tyle odwagi by się tu kręcić. Prawdopodobnie dlatego ten gość rzucił się do ucieczki.
- A ty? Po co goniłeś tego faceta? By go nastraszyć? Czy byś może chodziło o bardziej drastyczne środki? - zapytałem prosto od razu uprzedzając, unosząc ręce w obronnym geście. - Nie oceniam.
Moja postawa była swobodna. Nawet gdyby powiedział mi że robi ciemne interesy, prędzej bym mu poradził u kogo jest bezpiecznie niż go opieprzył. Z własnych doświadczeń wiem, że moje morały na nic się nie zdadzą. Każdy uczy się na własnych błędach czyż nie? W umyśle tak naprawdę dopuszczałem inne opcje. Jakoś tak... Przeczucie. Tak jak baba ma przeczucie kiedy pójść do sklepu, bo może akurat są dziś zniżki na dobre ciuchy.

<Vlad?>




czwartek, 16 listopada 2017

Od Sakury CD Koneko

Urodziny Neko wypadały już za nie długo. Dlaczego ja się nie spytałam szybciej? - zapytałam się sama siebie w myślach. To, że Neko miała za dwa dni urodziny no to jeszcze mi przeszło jakoś, ale to, że ich nie obchodzi, to mnie zaskoczyło i to bardzo. Ja może i urodzin nie obchodziłam, ale Neko powinna. Dla dziecka to najważniejszy dzień i tak powinno to pozostać. Usiadłam na krześle, skierowałam swój wzrok w stronę dziewczynki.
- Dzisiaj pójdziemy do wesołego miasteczka, a potem zobaczymy. Pójdziemy tam gdzie nas nogi zaniosą - uśmiechnęłam się. 
Neko spojrzała się na mnie zaskoczonym wzrokiem, zupełnie tak jakby nie chciała mi uwierzyć w to co przed chwilą powiedziałam. 
- Neko weź swój plecak i spakuj do niego kocyk i coś co chciałabyś ze sobą zabrać. Maskotkę czy coś innego - wstałam z krzesła i się uśmiechnęłam. Neko chwilę poczekała i przeanalizowała sobie wszystko w swojej małej główce. Spojrzała się na mnie swoimi pięknymi oczkami okrytymi wachlarzami, długich, grubych rzęs. 
- To ja idę się przygotować - wstała żwawym ruchem z krzesła, nim się obejrzałam ona zniknęła w pokoju. Wzięłam koszyk do którego włożyłam przysmaki, coś na ząb, kanapki oraz coś do picia (zimnego jak i ciepłego). Przyjrzałam się dokładnie wszystkim rzeczom jakie to włożyłam do koszyka. - Chyba wszystko - powiedziałam w myślach. 
- Neko jesteś gotowa? - unikałam trochę głos, aby dziewczynka mogła mnie lepiej usłyszeć. 
- No tak! Nie mogę wziąć tak po prostu koszyka, bo będzie mi przeszkadzał - zaśpiewałam po cichu piosenkę, aby koszyk się zmniejszył. Było to na rękę, bo zmniejszyłam go do rozmiarów breloczka. Podeszłam do drzwi wyjściowych. Co prawda była jesień, ale pogoda była dzisiaj piękna. Założyłam kurtkę, buty oraz odkryłam swoją szyję długim szalem. 
Wzięłam kurtkę Neko do ręki oraz szal i czapkę. Nie chciałam, aby się przeziębiła. A to, że jest ładna pogoda nie oznacza, że moja mała dziewczynka nie przeziębi się. 
- Jestem gotowa! - usłyszałam szczęśliwy głos za swoimi plecami. 
- Proszę - wręczyłam jej rzeczy do ubrania. 
- Dziękuję - odpowiedziała. Po kilku minutach zobaczyłam, że Neko jest gotowa. 
- To jak idziemy?! - spojrzałam się na nią z uśmiechem na gwary. W odpowiedzi dostałam potakiwanie głową, że jest gotowa. - No to chodźmy - wyciągnęłam do niej rękę, gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz, a ja zobaczyłam drzwi.


<Neko?> wybacz, że tak długo jednak nie za dobrze u mnie z wena...
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony
CREDITS
Art1 Art2 Art3 Art4 Art5 Texture1 Texture2